maj nas rozpieszczal wieloma wolnymi dniami, wiec po zakonczonym urlopie wybralismy sie jeszcze na weekend do Szwajcarii i Francji.
Wybor padl na malownicze miasteczko Colmar w Alzacji, polozone niedaleko granicy niemiecko-francuskiej.
Zapraszam na krotka relacje.
Miasteczko Colmar jest bardzo malownicze, budynki maja piekne charakterystyczne drewniane belki, fasady budynkow maja przerozne kolory, a przez miasto ciagnie sie kanal, po ktorym mozna sobie zrobic przejazdzke lodka (cos w stylu jak Wenecja), i wszedzie sa bociany.
Miasto jest niewielkie i ma ok. 86 tys. mieszkancow.
Bociany przyciagnely od razu moja uwage. Byly na fasadach jako malowidla lub figurki, w kazdym sklepiku z pamiatkami mozna bylo kupic bociana, zdobily one wiele pocztowek, jak rowniez obrusy, kubki, talerzyki etc.
Na dachu kosciala siedzial nawet prawdziwy bocian :), widzialam jak wylecial z gniazda. Bardzo mnie zdzwil ten fakt, nigdy jeszcze nie widzialam, aby bocian mial gniazdo w miescie, co innego na wsi...No coz, francuskie bociany lubia rowniez miasta, moze z racji zabich udek? :)
Miasto Colmar ma ciekawa strukture. Nie ma tam typowego rynku z wielkim placem, lecz kilka mniejszych placow, ktore same w sobie sa jakby malym rynkiem. Na jednym z placow stoi ogromny kosciol. Wokol kosciola parkingi i bezplatne toalety. Bylam bardzo milo zaskoczona, gdyz w miescie jest kilkanascie darmowych toalet.
A tutaj moje dwa krotkie nagrania z miasteczka:
Miasto nie jest duze i wszedzie mozna dojsc spokojnie na pieszo, podziwiajac piekna architekture miasta. Po miescie jezdzilo kilka mini "pociagow", w ktorych mozna bylo skorzystac z audio-guide i dowiedziec sie czegos interesujacego o miescie.
W dniu, w ktorym odwiedzilismy miasto, bylo tutaj swieto (w Niemczech rowniez tzw. Pfingsten-czyli zeslanie Ducha Swietego), dotarlismy dosyc wczesnie i mialam okazje zobaczyc miasto bez turystow. Okolo poludnia miasto zapelnilo sie do tego stopnia, ze zwiedzanie zrobilo sie meczace.
Wielu turystow korzysta z przejazdzek lodka.
W wielu miejsach rosly winogrona. Tutejszy klimat sprzyja ich uprawie.
Opuszczajac miasto w kierunku Strasbourga, natkniemy sie na statue wolnosci :) Kopia statuy zostala wykonana z racji tego, iz rzezbiarz Frederic Auguste Bartholdi- tworca prawdziwej statuy, urodzil sie w miasteczku Colmar.
A na koniec troche kulinarnie. Rogaliki, ktore jadlam na sniadanie byly najsmaczniejsze, jakie kiedykolwiek sprobowalam. Kawa byla nieziemsko smaczna.
A na obiad jedlismy regionalny specyfik czyli Flammkuchen. Wie moze ktos jak ta potrawa nazywa sie po polsku? Niestety nie znalazlam w slowniku.
Flammkuchen to cos w rodzaju podplomyka, o cieniutkim ciescie, na tym jest creme fraiche, szynka, cebula i ser (niestety juz nie pamietam jaki...). Falmmkuchen jest podawane na drewnianych deskach. Smakuje przepysznie, a do tego pilam biale regionale wino. Niebo w gebie.
edycja: znalazlam na blogu http://wszystko-co-francuskie.blogspot.de/2013/08/smaki-alzacji-tarte-flambee.html Tarte flambée
Zauwazylam u innych gosci w restauracji, ze potrawy w Alzacji byly dosyc tluste, ciezkie i podobne do niemieckich, np. widzialam:
golonke z ziemniaczkami
kiszona kapsute z kielbaskami
ogolnie tlusto i sycaco.
Ta orgie kulinarna zapamietam na bardzo dlugo!
Byl ktos z Was w Alzacji? Albo w Colmar?
Co jedliscie i co warto jeszcze zobaczyc?
cdn.
pozdrawiam
Kinga
Bardzo piękne okolice, tylko pozazdrościć tak udanego weekendu :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis:-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńciesze sie , ze Ci sie spodobal :)
Usuńduzo jezdzisz po swiecie
OdpowiedzUsuń